‚Jedyny taki piątek w roku!’ tą wiadomością bombardowały mnie od kilku dni maile, wystawy w sklepach, billboardy, ulotki. Czarny piątek, bo o nim mowa, uznawany jest za dzień, w którym możemy zrobić zakupy z największymi rabatami. O ile w Stanach tak jest, to w Polsce niekoniecznie. Nie ukrywam, sama liczyłam na jakieś drobne łupy po okazyjnych cenach. Miałam nawet przygotowana listę rzeczy, które mogłabym kupić taniej już jako prezenty świątecznie. Nic z tych rzeczy. Bluza do biegania na zimę i skarpetki, to jedyne, co opłacało się kupić. Gdyby nie grupowe zamówienie z pracy, to i skarpetek nawet by nie było. Reszta nie warta zachodu i przepychania się przez tłumy ludzi w galeriach.
Już dzień wcześniej, czyli w czwartek wieczorem, dostałam maila, ze niektóre sklepy już rozpoczęły Czarny Piątek. Myśle sobie, a zobaczę czy jest coś ciekawego. Nie udało mi się nawet otworzyć aplikacji, serwery padły. Kiedy udało mi się ‚wejść do środka’ głośno się zaśmiałam, -20% i taki szał. Faktycznie, jeżeli ktoś robi zakupy za kilkaset złotych, ma to sens, ale gdy mowa na przykład o zwykłym, basicowym t-shircie, to uważam, że szkoda nerwów ;)
W piątek rano podejście drugie. Sytuacja taka sama, jak poprzedniego dnia, więc postanowiłam odpuścić. Pech chciał, że miałyśmy z Siostrą coś do załatwienia w centrum handlowym i musiałyśmy tam wejść. Aż oniemiałam ze zdziwienia. Ogrom ludzi z wypełnionymi po brzegi reklamówkami. W sklepach bałagan, kolejki na dobre kilkanaście minut czekania. Brakowało tylko kobiet, które wyrywałyby sobie towar z rąk. Wtedy ogarnęła mnie refleksja. Jak niewiele nam potrzeba, aby zatracić się w tym całym zakupowym szale. Gdyby te rabaty były naprawdę duże, byłabym w stanie to zrozumieć. Nawet sama pewnie buszowałabym po sklepach. Jednak te dziesięć, piętnaście złotych więcej jestem w stanie zapłacić na rzecz spokojnych zakupów w inny, normalny, dzień. Niedługo i tak będą zimowe wyprzedaże, więc ceny wrócą do tych weekendowych, bo jak się okazało Black Friday zamienił się w Black Weekend i o miejscu parkingowym pod centrum handlowym można było jedynie pomarzyć.
Tak sobie myślę, daliśmy się nieźle nabrać..dzień wcześniej ceny różnych towarów poszły w górę, żeby na następnego spaść o dwadzieścia, trzydzieści procent. Bardzo dobry chwyt marketingowy, na który złapało się wiele osób.
A jutro Cyber Monday.. :D